czwartek, 24 listopada 2016

Rozdział 4 - It's a little blurry how the whole thing started. I don't even really know what you intended.



Przerwa pomiędzy rundami. Szwajcaria.
Rozsiadł się wygodnie na siwej kanapie, która zajmowała sporą część salonu. Na stoliku przed sobą miał parującą herbatę z miodem i cytryną. Patrzył na kobietę, która nie tyle go znudziła, ale której miał dość. Męczyła go. Miał dość jej lamentowania, jej przytulania i otaczania z każdej strony, kiedy jest w domu. Nie umiał z nią już rozmawiać. Pasowała do jego idealnego obrazka oddanego chłopca, ale ten obrazek nigdy nie był tak bardzo przekłamany, jak w ostatnim roku. Sebastian Vettel w ostatnich latach na pewno nie był oddany. Ani w stosunku do swojej przyszłej żony, ani w stosunku do czerwonego teamu. Myślał, że mu przejdzie, że to tylko praca wprawia go w taki nastrój, Hanna natomiast nie ma z tym nic wspólnego. Urodziła mu dwie córeczki, które kocha ponad wszystko i tak naprawdę tylko one trzymają go przy tej szczupłej blondynce. To one są głównym powodem dla którego ta rodzina nadal istnieje. Dla którego obserwuje jak kobieta zakłada kolczyki z pereł, które kupił jej na dwudzieste ósme urodziny i wygładza czarną sukienkę za kolano.
- Na pewno sobie poradzisz? - zapytała po raz setny tego dnia, doprowadzając go powoli do wewnętrznego szału. Nie wiedział z kim obchodziła się bardziej jak z jajkiem, z nim czy z dziewczynkami.
- Przecież umiem zająć się własnymi córkami, a tobie należy się jakieś wyjście z koleżankami. - mruknął beznamiętnie, wypatrując pilota od ogromnego telewizora. Tak naprawdę pragnął, żeby już poszła.
- W razie czego dzwoń, natychmiast przyjadę. - oświadczyła, odwlekając moment wyjścia z domu. Skinął w odpowiedzi głową. Wahała się jeszcze chwilę czy naprawdę powinna iść na imieniny koleżanki, ale ostatecznie podeszła do niego, zostawiła ślad czerwonej szminki na jego policzku i starając się delikatnie kołysać biodrami, ruszyła do wyjścia. Sebastian owego kołysania nie zauważył, zmazując z policzka pozostałość po pocałunku narzeczonej. Jego myśli skupiły się na ostatniej kolacji dla kierowców. W przeciwieństwie do dzisiejszego wyglądu Hanny, Ava prezentowała się tam jak milion dolarów. Miała w sobie coś, czego zawsze będzie brakowało Prater. Niemka stworzona była do życia rodzinnego w zaciszu domu pośród małego miasteczka. Nie lubiła wyścigów, źle się czuła w formułowym towarzystwie. Za to Dunka wszędzie pokazywała klasę, była stworzona do tego by na nią patrzeć, by królować w tłumie. Miał wrażenie, że odnalazłaby się w każdej sytuacji, a chłód jaki w sobie miała był, o dziwo, wiele bardziej pociągający niż ciepło Hanny. Być może go odrzuciła, ale wiedział, że nie jest co do tej decyzji pewna. Przejawem tego było przyjście na kolację z Hulkenbergiem. Nie była przecież jego partnerką, a mimo to pojawiła się i nie odstępowała swojego klienta na krok. To miał być jej sposób na zdenerwowanie go. I musiał przyznać, że im dłużej ta farsa trwała, tym lepiej to działało. Nigdy nie należał do osób nazbyt cierpliwych i każdy uśmiech Hulka w stronę blondynki niemiłosiernie go irytował. Czuł jak żyły wychodzą mu na rękach, kiedy próbowała unikać spotkania wzrokiem z nim. Dokładnie to samo działo się w tym momencie. Nabrzmiałe żyły pokazały się na dłoniach, pulsując gorącą krwią. Z zamyślenia wyrwał go płacz Matildy. Podniósł się z kanapy, porzucając myśli o Avie i ruszył do pokoju córeczki.


Emmerich am Rhein, Niemcy.
W tym samym czasie, kilkaset kilometrów dalej Ava Larsson stała na zatłoczonym placu w lekkiej purpurowej kurteczce, szaliku Burberry i zamglonym wzrokiem wpatrywała się w podchodzącego od fana do fana Hulka. Całe spotkanie przebiegało sprawnie, pomimo iż przyszło znacznie więcej osób niż się spodziewali. Po przejeździe bolidem Sahara Force India ulicami miasta, wywiadzie prowadzonym przez lokalnego dziennikarza, który zadawał pytania od kibiców i konkursie dla przybyłych z nagrodami, czas było rozdać tyle autografów ile się da. Sama blondynka mogła na tę chwilę odbiec myślami od przygotowanego przez nią wydarzenia. Cały czas zastanawiało ją bowiem, czego chciał od niej Sebastian Vettel? Mężczyzna, który można rzec ma wszystko, będąc zaledwie trzydziestolatkiem. Ma na koncie cztery tytuły Mistrza Świata, spełnia swoje marzenia, jeżdżąc w topowych zespołach. Ma narzeczoną i dwójkę dzieci. Do czego więc potrzebna jest mu ona? Czemu tymi przenikliwymi niebieskimi oczami próbuje namówić ją na coś, co jest kompletnie wbrew jej moralności? Co kłóci się z jej wyobrażeniem o samej sobie? Brzydzi się zdradą, bo sama jej doznała i pomimo tego, że nie widziała na oczy partnerki Niemca, nie chciałaby by przeżywała to co ona dziesięć lat temu. Nie chciała zamienić się w cholerę, która rozbija szczęśliwe rodziny. A on właśnie tego chciał. Miał jakiś cel w posiadaniu jej jako swojej kochanki. Była zdenerwowana tym, że to akurat ją uparcie sobie upatrzył. Nie, ona wpadała powoli w  furię, myśląc o całym tym cyrku, jaki wyprawiają z kierowcą Ferrari. Była niekonsekwentna, co do niej nie pasowało. Zamiast zbyć flirciarza w najprostszy sposób, ona tylko udaje przed samą sobą, Hulkiem, Vettelem i całą resztą, że Seb jej nie interesuje. Każdego dnia na torze, walczy sama ze sobą. Walczy jej chłodna poukładana połowa z tą, która była w uśpieniu wystarczająco długo by nabyć nieopisaną siłę,  pragnącą czegoś więcej niż zachowawczego pozostawania w oddali od ludzi. Mogła przewidzieć, że owa połowa zaczyna dochodzić do głosu, kiedy dopuściła do siebie Nico. Mogła przewidzieć i stąd uciec. A jednak została, stoi tu by wspierać nowego przyjaciela i myśli o jego koledze z toru. Traci równowagę, a upadek po tylu latach, może być tragiczny w skutkach.


Monaco.
Prosto z rodzinnego miasta Hulkenberga, pojechali do Monaco, gdzie swoją drogą spędzała ostatnimi czasy coraz więcej swojego "wolnego". Jej podopieczny proponował nawet wynajęcie jej mieszkania, by nie musiała pałętać się po hotelach, ale na razie uparcie odmawiała. Być może w końcu faktycznie będzie miała dość pomieszkiwania w ten sposób w Monte Carlo, ale w tym momencie nie narzekała. Zakupem, o którym teraz myślała, coraz częściej był samochód. A skoro o samochodach mowa...
- Ava, moja zimna skandynawska kobieto! - krzyczał radośnie od samego progu swojego mieszkania Hulkenberg. Mieszkania, które zajmowało całe piętro jednego z monakijskich apartamentowców. Było tu czuć luksus, ale pomimo to poprzez drobiazgi, takie jak porozrzucane po kanapach kolorowe poduchy, prawie wypalone świeczki na stole czy suszące się przy zlewie wymyślne kubki, było widać, że ktoś tu mieszka. Nie czuło się tu jak w mieszkaniu pokazowym, w którym strach czegokolwiek dotknąć. Właściciel dbał o to by stale unosił się tu zapach pysznego jedzenia, by kwiaty i zioła nie usychały, by ilość kubków po kawie z ekspresu, mówiła o jej nieziemskim smaku. Nic więc dziwnego, że każdy czuł się tu dobrze, łącznie z przeglądającą przy stole katalog Michaela Korsa blondynką, która z uśmiechem odmruknęła mu w odpowiedzi.
- Mam coś dla ciebie! - rzucił, zamykając cieniutką książkę.
- Obiecane szpilki w premii? - zaśmiała się, przenosząc wzrok na Niemca. Hulk nie zarabiał może najwięcej w Formule, ale nie należał do ludzi, którzy nie mieli gestu. Wiedziała, że bardzo często sprawiał prezenty swoim rodzicom, zabierając ich na wakacje, wysyłając na rocznice w podróże, zapewniając wszystko czego im brakowało. Również Avę zaczął rozpieszczać od samego początku, nawet zanim zdążyła dobrze udowodnić swoją przydatność. Do wysokiej pensji, dostawała często drobne prezenty w ramach premii, jednak tym razem kierowca Force Indii nie bawił się w drobiazgi.
- Gdzie ty mnie ciągniesz? - pytała co chwilę, kiedy wyszli z mieszkania, zjechali windą na dół i wędrowali podziemnym parkingiem.
- Taaadam! - rozłożył uroczyście ręce, wskazując na stojący obok jego BMW samochód z dużą, czerwoną kokardą. Czarne Audi A7, było pozbawione srebrnych elementów, z wyjątkiem czterech pierścieni na masce i klapie bagażnika. Jego popielate felgi, powyginane w figlarny sposób, dopełniały wrażenia, które sprawiało, że szczęka opadała.
- Hulk, czy ciebie kompletnie pojebało? - wykrztusiła zdziwiona. Nawet ona nie wiedziała jak ma się w tym momencie zachować. Nie był to bowiem drobny prezent, a nie najtańszy samochód, który nawet traktowany jako służbowy, był dla niej przesadą.
- Wiesz wielu reakcji się spodziewałem, łącznie z wyznaniem miłości, ale posądzania mnie o pojebanie, nie przewidziałem. - oparł ręce na biodrach w geście dezaprobaty.

środa, 16 listopada 2016

Rozdział 3 - 'Cause, darling, I'm a nightmare dressed like a daydream

 

Runda 3. Bahrajn.

Ava nie jest kobietą, którą łatwo zaciekawić. A jednak, F1 w pewien sposób wzbudziło u niej sympatię. Siedząc na piątkowych treningach w kąciku, na wygodnym fotelu przypisanym Hulkenbergowi, przypatrywała się uwijającym się nad samochodem mechanikom i skupionym inżynierom. Perfekcyjna współpraca jaką musiał odznaczać się zespół wyjątkowo zdolnych ludzi, była fascynującym widokiem. Każdy zajmował się swoim obszarem samochodu, a jeżeli mógł, służył pomocą kolegom. Wszyscy byli tu piekielnie skupieni, by piąć się w górę tabeli zespołów, by maksymalnie wykorzystywać swoje dwa dzieła sztuki, okupione godzinami ciężkiej pracy, prób i błędów. Żaden z nich nie mógł się pomylić, bo ceną byłby stracony wyścig, a na to nie stać nawet tych najlepszych zespołów. W Force Indii panowała przyjazna atmosfera i mimo iż samochód, który nie był perfekcyjny, przysparzał im problemów i stresów, nie wyczuwało się tutaj napięcia. Obydwaj kierowcy należeli do osób sympatycznych, co z pewnością wpływało na ową atmosferę. Nie obwiniali zespołu, nie naskakiwali na pracowników, uważali się za jego część i współpracowali by sukces był wspólny. Hulkenberg stworzył w ostatnim czasie też inny zespół. Razem z nią tworzyli duet, który miał za zadanie dotrzeć na szczyty tego sportu. Każdy z nich odpowiedzialny był w nim za co innego. Ava nie była tylko agentką, która pojawiała się w momencie podpisania umowy by zgarnąć spory procent. Ponieważ zażyczył sobie jej na wyłączność, spełniała też wiele innych funkcji. Oprócz negocjowania najlepszych umów, starała się by Nico, był jak najatrakcyjniejszy w oczach szefów zespołów. Dbała o jego dobry wizerunek, pozyskiwała sponsorów, pilnowała by stosował się do podpisanych zobowiązań, towarzyszyła przy akcjach marketingowych i przyjęciach, a nawet pilnowała diety. Nie pojechała na wyścig w Chinach, ale za to załatwiła umowę z całkiem sporym sponsorem. Była jego rzecznikiem prasowym, menadżerem, partnerką na balach, a nawet matką. Poświęcała godziny dziennie by zapanować nad wszystkim i nadrobić lata bez agenta w jak najkrótszym czasie. Zdobywała kontakty i szeptała ważnym osobom o zaletach Hulka. Robiła wszystko by jedynym nad czym musiał się skupić była jazda i odpowiednie przygotowanie fizyczne. Dwoiła się i troiła by ten mały, dwuosobowy zespół pracował równie sprawnie jak ten mechanizm, który właśnie obserwowała. A szło jej coraz lepiej.
- Wuhuu, kocham tą robotę! - radośnie zawołał Niemiec po zdjęciu kasku i poklepał swój samochód po pokrywie silnika. Uśmiechnęła się delikatnie w odpowiedzi. Zazdrościła ludziom takim jak on. Spełniał marzenia, robił to co kochał, nie musiał martwić się o pieniądze na przeżycie i czerpał radość z każdego kolejnego dnia. A co najważniejsze, doceniał to. Wielu ludziom w tych czasach tego brakowało. Podążali za modą, niedoścignionymi wzorcami, majątkiem, zapominając o tym, że żyje się tylko raz i nie po to by całe życie pracować na drogi samochód.
- Mam więc nadzieję, że kochasz też kibiców. - odparła, podając mu czapeczkę i odbierając kask. Ustawiła go na przeznaczonej dla niego półce i przetarła miękką ściereczką.
- Może nie mam ich tyle co Vettel, ale są pięć razy lepsi. - oświadczył dumnie, rozpinając swój kombinezon pod szyją. W Bahrajnie było piekielnie gorąco, nawet jeżeli się już ściemniało.
- W takim razie z radością przejrzysz program spotkania w Niemczech, który ustaliłam. W twojej umowie z Force Indią jest zapis, że raz do roku możesz "wykorzystać" zespół do takiego spotkania. Oczywiście z niego nie korzystałeś. - rzuciła, idąc z nim korytarzem na drugą stronę alei. Niemiec spojrzał na nią zdziwiony, utwierdzając ją w fakcie, że nie miał o tym zapisie zielonego pojęcia.
- Nie pomyślałbym o tym.
- Od tego masz mnie. Potrzebujesz tego. Zespoły w tych czasach nie chcą tylko dobrych wyników. Potrzeba im też sponsorów czy kibiców, którzy napędzają rynek z gadżetami i dają kolejne dochody.
- Masz u mnie szpilki w premii. - pokiwał z uznaniem głową. Pomimo iż w relacjach międzyludzkich daleko jej było do zrównoważonego ideału, to w pracy nim była. Ideałem, który sam wybrał. Cholera, ależ miał nosa!


Miała wiele sposobów na rozładowanie nerwów. W takiej pracy musiała mieć. Jednym z nich było właśnie bieganie, a ponieważ do innych nie miała w tym momencie dostępu, to bieg z Hulkenbergiem uznawała za swoistą terapię. Mogła odciąć się od pracy czy niespokojnych myśli. Jedynym co się liczyło, było stawianie kroku za krokiem. Mimo iż słońce zaczynało już prażyć, z radością przemierzała kolejne metry toru. Oczyszczała umysł, który pełny był nowych zmartwień, wyzwań ale i radości. Pierwszy raz od dawna pozwalała sobie jej zaznać bez żadnych obaw. Nie wiedziała co tak na nią działało, czy było to nowe otoczenie, czy może najbardziej pozytywny człowiek, jakiego w życiu poznała.
- Nie ma to jak dobre, pustynne bieganie. - ów człowiek mruknął właśnie, po czym wziął głęboki wdech, suchego i ciepłego powietrza. Przez te cztery miesiące wspólnej pracy miała wrażenie, że coś takiego jak smutek czy złość wcale się go nie ima. Był wiecznie uśmiechnięty, a z kłopotliwych sytuacji tylko sobie żartował. Czasami myślała, była wręcz pewna, że tak jak ona przed nim, tak i on przed nią nie chce pokazywać swoich słabości. Za każdym razem jednak, udowadniał jej, że Nico Hulkenberg nie jest tym typem człowieka. Żył w sposób najmniej stresujący, zupełnie jakby był chodzącym podręcznikiem szczęśliwego życia.
- Czy ty się kiedyś nie uśmiechasz? - pokręciła głową z delikatnym uśmiechem. Niemiec spojrzał na nią poważnie, by po chwili się roześmiać.
- Staram się by moje zmarszczki przy ustach były większe niż te na czole. - odparł, zwalniając i sytuując swoje białe spodenki na zapiaszczonym i brudnym od pyłu torze. Usiadła tuż obok niego, na biało-czerwonej tarce. - Wiesz, moi wspaniali rodzice zadbali o to, bym taki był. Uczyli mnie, że cokolwiek się stanie nie wolno się poddawać, a na smutek nie ma co tracić czasu. Wszystko dzieje się po coś i być może to co złe, ma zaprowadzić mnie do tego co dobre. Weźmy moją karierę. W Williamsie zakończyło się nieprzyjemnie i miałem prawo być zły, wtedy jednak trafiłem do tego zespołu. Do tych cudownych ludzi, którzy pokładają we mnie nadzieje i traktują jak członka rodziny, a nie kolejnego młodziaka do przemiału. Potem poszedłem do Saubera, w którym było tragicznie i dzięki temu zrozumiałem, że tutaj jest moje miejsce. Dlatego też, kiedy Ferrari powiedziało mi, że nie potrzebuje dwóch Niemców w składzie, uznałem, że czeka mnie coś lepszego. Kto wie, może Force India osiągnie właśnie ze mną rzeczy dla niej historyczne, a może trafię do innego zespołu i będę mistrzem świata? Nie martwię się tym wszystkim, bo nie zostałem wychowany by żyć w stresie.
- Nie żyjesz w stresie będąc kierowcą F1? - spojrzała na niego wielkimi oczami. Może nie była jeszcze ekspertem od tego sportu, ale zdążyła poznać go na tyle, by uznać słowa podopiecznego za dziwne.
- Nawet jeżeli, to przekładam to na coś pozytywnego. Nie pozwalam mojemu żołądkowi wywracać się do góry nogami, moim dłoniom trząść się, a nogom odmawiać posłuszeństwa. Wiesz, moi rodzice są naprawdę cudowni. Kocham ich najmocniej na świecie, za wszystko co dla mnie zrobili i nie umiałbym żyć inaczej niż oni starali się mnie wychować. - wzruszył ramionami, opierając ręce na kolanach. Oddychał miarowo, by odpocząć po wyczerpującym biegu. Był spokojny, a z jego twarzy można było wyczytać nutę nostalgii
- I powiesz, że nikogo jeszcze tym w sobie nie rozkochałeś? - zaśmiała się, wiedząc, że w czasie ich współpracy był może na dwóch randkach. Dziwiło ją, że to dranie znajdują miłości swojego życia, a nie ludzie tacy jak Hulkenberg.
- Ciągle takiej szukam. - również się zaśmiał, patrząc jej w oczy. - Patrząc na moich rodziców, nauczyłem się też innej rzeczy. Te wszystkie bajki o ludziach dla siebie stworzonych. To nie są bajki, to może być rzeczywistość. Dlatego szukam tej, przy której będzie mi dobrze i która zaakceptuje cały ten pakiet związany ze mną. Raikkonen znalazł, więc czemu ja mam nie znaleźć? - z każdym kolejnym spędzonym wspólnie dniem, robił na Larsson coraz większe wrażenie. Powoli przestawał zadziwiać ją fakt, że stał się dla niej ważną osobą. Dla chłodnej, przezornej i nieufnej służbistki. On był po prostu osobą, której pozytywnemu urokowi nie dało się oprzeć, kimkolwiek się było.
- Mam nadzieję, że za jakiś czas też będę mieć rodzinę. Jak Romain czy Seb. - rozmarzył się na chwilę. Chwilę przez którą Ava zmrużyła niebezpiecznie oczy, a na jej czole pojawiły się głębokie zmarszczki. Seb? Sebastian Vettel miał rodzinę? Ta wiadomość uderzyła w nią z całą mocą, zupełnie jakby ktoś znienacka uderzył ją w kark.
- A ty? Nigdy nie mówisz nic o sobie. - zapytał, nie pozwalając jej na dłuższe przemyślenia.
- A ja jestem tematem na inny dzień. - mruknęła i podniosła się jak strzała z ziemi. Ruszyła w kierunku pit lane szybkim krokiem, a mężczyzna tuż za nią. Kiedy ją dogonił, pozwolił sobie na przyjacielskie objęcie jej ramieniem. Na początku spięła mięśnie, zaskoczona. Ostatecznie jednak nie zrzuciła jego ramienia ze swoich barków, a uśmiechnęła się delikatnie.
- Jesteś dobrym człowiekiem Nico. - podsumowała, nie patrząc mu w oczy. W przeciwieństwie do niektórych kłamców, naprawdę był dobrym człowiekiem.


Nocne GP Bahrajnu podzieliło kierowców na dwie grupy - tych którzy pojechali po mistrzowsku i tych, którzy zapłacili sporą cenę za swoje błędy. Nie obyło się bez wypadków, w których odpadli Sainz, Ocon, Alonso i Grosjean. Szczególnie niebezpiecznie wyglądał przelot Ocona nad głową Romaina, ale na szczęście nikomu nic się nie stało. W czasie walki bok w bok, Vettel nie chcąc uznać wyższości areodynamiki Red Bulla w zakrętach, padł ofiarą swojego błędu i obrócił się na środku szykany. Jadący za nim Rosberg nie mógł zrobić zbyt wiele i sprzątnął pół przedniego skrzydła kolegi z Niemiec. Oboje skończyli w pit stopie i mieli nie obejrzeć podium z bliska. Tym razem w Force Indii to Perez okazał się lepszy, zajął bowiem piąte miejsce, a Hulkenberg musiał zadowolić się tylko miejscem ósmym. Nie był to dobry rezultat, pomimo iż niedawno mieścił się w granicach zadowolenia ekipy z Indii. W tym momencie jednak Hulk stracił trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej na rzecz Ricciardo, a Kimi tracił do niego już tylko jeden punkt. Po dwóch wygranych i dzisiejszym czwartym miejscu Vettel mógł zachować fotel lidera, ale młodziutki Verstappen zbliżał się do niego z zawrotną prędkością, wygrywając dziś w cuglach z Raikkonenem i swoim partnerem zespołowym. Walka o mistrzostwo zapowiadała się w tym roku niezwykle pasjonująco, a kibice zacierali ręce z radością. Kiedy po wyścigu, a przed nieinteresującym ją dzisiaj rozdaniem nagród na podium, szła do budynku, który zajmowało w ten weekend Force India, zaczepiła ją ostatnia osoba, z jaką chciała rozmawiać.
- Nie odbierasz moich telefonów. - zatrzymał ją gwałtownie, kiedy nie reagowała na swoje imię, padające z jego ust. Nawet kiedy stanął przed nią, nie patrzyła na niego. Nie miała na to ochoty, po tym czego się dowiedziała. A już najmniej interesowało ją to, czy dzisiejsze kłopoty Vettela miały cokolwiek z nią wspólnego.
- I nie będę tego robić. - odparła chłodno, udając, że szuka czegoś w obszernej torbie. Kiedyś być może by go zatkało, ale nie teraz. Teraz po prostu zagotowało się w jego żyłach. To nic, co można było dostrzec z zewnątrz.
- Ava, czy ty mogłabyś się zastanowić czego chcesz? - spokojnie zapytał, wkładając jedną rękę w kieszeń. Paddock powoli zaczynał się im przyglądać.
- Jesteś przebrzydłą świnią, Vettel! Masz rodzinę. Myślałeś, że się nie dowiem? - parsknęła ironicznie, wbijając w niego igły swoim wzorkiem. Była wściekła. Wściekła na niego, ale przede wszystkim na siebie. Dała się mu zwieść, ale nie da się wykorzystać. Zabawa skończona, panie Sebastianie.
- Daj mi to wytłumaczyć. - nadal spokojnie zasugerował. Pokręciła głową. Nie chciała, nie mogła. Znała te manewry, kłamstwa i zwody. Będzie się broniła zaciekle, jak Max broni swoich pozycji. Nie pozwoli mu zniszczyć wszystkiego, co budowała uparcie przez dziesięć lat swojego życia. Nie da zburzyć poczucia bezpieczeństwa, które sobie stworzyła.
- Widocznie jeden kierowca F1 w moim życiu wystarczy. - zakończyła, nie pozwalając wciągnąć się w dalszą rozmowę.


Chciała zatopić swoje nerwy w butelce dobrego, czerwonego wina, które kupowała nie patrząc na jego cenę. To był jeden z wielu pozytywów nowej pracy - jej pensja pozwalała często nie patrzeć na ceny. Lecz nie było dane jej nawet otworzyć owej butelki trunku. W nieprawdopodobny sposób zyskała swojego anioła stróża, który wiedział, że coś jest nie tak nawet wtedy, kiedy nic o tym nie mówiła. Nie pytał, nie drążył, po prostu przychodził, jakby wyczuwał z daleka jej bicie serca, różne dla każdego nastroju.
- No dalej, nie każ mi iść tam samemu, bo umrę znowu chlejąc z Perezem. - jęczał, próbując przekonać ją do swojego pomysłu. Jego proszący wzrok, przekonałby prawdopodobnie Berniego do przepisania mu wszystkich udziałów jakie staruszek posiadał w F1 przed sprzedażą. Nic więc dziwnego, że i Ava po kilkunastu minutach namowy, zgodziła się, pod pretekstem pilnowania by nie pił więcej niż trochę wina do kolacji. Jej asertywność ulatywała przy nim gdzieś daleko. Musiała przyznać, że Hulkenberg działał na ludzi w niesamowity sposób.
- Rozleję po lampce na dobry początek! - zawołał za nią zadowolony, kiedy poszła do łazienki się przygotować. Gdyby ktoś powiedział jej, że zaprzyjaźni się z klientem, parsknęłaby mu ironicznie w twarz śmiechem. A jednak, czuła, że znalazła w nim kogoś takiego. Każdy przecież potrzebuje w życiu przyjaciół.
- Byle dużą! - zastrzegła. Zmyła z twarzy makijaż, by nałożyć świeży, wieczorowy. Podkreśliła oko ciemnym granatowym eyelinerem, na górze i na dole. Dodała do tego jasny cień i czarną kredkę wewnątrz oka. Wytuszowała mocno długie rzęsy i pomalowała usta beżową szminką. Włosy spięła w koka, nie przejmując się jego nieładem. Kiedy makijaż i fryzura były gotowe, założyła siwą obcisłą sukienkę na ramiączka. Jej góra cześć odsłaniała niedużą część brzucha. By złagodzić trochę głęboki dekolt w serek, założyła delikatny naszyjnik. Uznając się za gotową na wyjście, opuściła łazienkę by poszukać odpowiednich butów.
- O kurczę, zdecydowanie wolę iść z tobą niż z Checo. - palnął Nico, patrząc na jej poszukiwania, z pełnym kieliszkiem w ręku.
- Uznam to za komplement. - rzuciła po namyśle, wyjmując z dna walizki czarne sandałki. Czuła, że spotka na kolacji Vettela i nie napawało ją to szczęściem. Był to jednak przecież jeden z wielu mężczyzn, którzy pracują w F1 i chcąc nie chcąc, może go spotkać jeszcze setki razy. Lepiej zacząć jak najwcześniej się do niego przyzwyczajać. Powoli powracać do równowagi, do chłodnej, ale bezpiecznej równowagi.

piątek, 4 listopada 2016

Rozdział 2 - Don't you need somebody to keep you warm all night?

 

Sebastian Vettel właśnie rozpoczął swój dziesiąty sezon w Formule 1. W czterech sezonach zdobył mistrzostwo świata. W jednym był drugi i w jednym był trzeci. Poprzedni sezon był dla niego osobistą porażką, rokiem pełnym błędów i marnej jazdy, o którą nigdy wcześniej by się nie posądzał. Nie pomagała mu ta czerwona kupa śmieci, nazwana oficjalnie na cześć jakiejś królowej, tak naprawdę jednak była wynikiem zbyt dużej ilości alkoholu o tej samej nazwie, w towarzystwie swoich mechaników. Potem poszło w świat i trzeba było się jakoś politycznie poprawnie z tego wytłumaczyć. Tłumaczenie wyszło, ale to okropne imię napawało go odrazą, tak samo jak niektóre wyniki sezonu 2016. W tym roku obiecał sobie, że nie pozwoli sobie na żaden najmniejszy błąd. Znowu będzie perfekcjonistą, choćby miał sam zbudować to czerwone cholerstwo, którego pragnął od dzieciństwa. Czasami naprawdę warto dłużej się zastanowić, o czym się marzy. Potem może wam z tego wyjść stado inżynierów bez pomysłów, szereg silników do dupy i areodynamika, nad którą Neway płakałby ze śmiechu. Nie wspominając o strategach, którzy nie potrafią dobrze zaplanować drogi do domu, a co dopiero całego wyścigu. Ale nie, nie pozwoli by cokolwiek z tych rzeczy mu przeszkodziło. Będzie miał piątą koronę, choćby miałby ją wydrzeć Mercedesom w krwawej walce. Za długo na nią czeka, za długo jest poza pierwszym stopniem podium. On potrzebuje zwycięstw do życia jak tlenu. Bez nich nie potrafi żyć. A jeżeli już o nich mowa, to czas również na triumf na zupełnie innym gruncie. Ava Larsson przez cały weekend doskonale sobie z nim radziła. Drwiła, wzruszała ramionami, rzucała ironicznie uśmieszki. Ale w tym wszystkim nadal był flirt. Potrafił go wyczuć, przecież sam nie raz się nim posługiwał, a szczególnie lubił ten poziom na którym była Ava. Nie mrugała do niego doczepianymi rzęsami, nie rzucała głupich dowcipów, nie paplała głupot. Flirtowała z nim na swój własny sposób, który poniekąd mu się spodobał. W tym środowisku rzadko spotykał takie kobiety jak ona. Dlatego przystał na jej reguły, był chłopcem, którego można łatwo uciszyć, który odchodzi w połowie rozmowy i nie idzie za nią, kiedy ona robi to samo. Grali na jej regułach i choć była prawdopodobnie pewna, że jest tutaj górą, to tak naprawdę dała mu się przejrzeć w kilku prostych wymianach zdań i spojrzeń. Udawała, że nie jest nim zainteresowana, ale wystarczyło utkwić w niej wzrok na chwilę dłużej, by dostrzec pewne drobiazgi, które mówiły coś zupełnie innego. Choć kryła je prawie idealnie pod swoim chłodnym usposobieniem. Zaintrygowała go w sposób w jaki już dawno żadna kobieta nie była w stanie. Chciał poznać przyczyny jej nieufnego podejścia do ludzi, spojrzeć w jej chłodne oczy i dostrzec w nich radość. Pragnął panować nad jej delikatnymi, kobiecymi ruchami, wywoływać u niej uśmiech, nauczyć się zapachu jej perfum na pamięć. Chciał ją zdobyć. Była dla niego nowym wyzwaniem, a jego życie właśnie na nich polegało. Stanowiła dla niego nagrodę z bardzo rzadkiego materiału, pokrytą ukrytymi bliznami, niełatwą do zdobycia. Być może zbyt pochopnie ocenił Avę, nie wiedząc o niej jeszcze wszystkiego tego, co może sprawić, że oszaleje na jej punkcie. Być może pierwszy raz w życiu pozna co oznacza szaleć za kobietą. Być może oprze się jej i szybko wróci do swojego poukładanego życia. Być może to ona oprze się jemu.


- Całuj! - zadowolony Nico podał jej ogromny, chroniący jego głowę kask. Spojrzała na niego zza markowych okularów, które kupiła za pierwszą pensję od owego Niemca, niczym na idiotę.
- No nie mów, że nie jesteś przesądna. Przecież to szczęście przynosi! - zachęcał ją, stukając palcem w sam czubek ciężkiego przedmiotu.
- Wierzę raczej, że to ja kieruje swoim życiem, a nie los. - skwitowała chłodno, ale pod naporem proszącego wzroku, zostawiła czerwony ślad na zielonym materiale i przekazała w ręce właściciela. To prawda, że nie pluła za siebie widząc czarnego kota przebiegającego przez ulicę, przechodziła pod drabinami i nie obawiała się piątku trzynastego. Polegała tylko na sobie i nie wplątywała losu w jakiekolwiek szczęście czy nieszczęście, jakie ją w życiu spotykało. Wierzyła za to w ludzkie decyzje. Czasami zaufała nieodpowiedniej osobie lub myliła się, a innym razem miała całkowitą rację. Całej historii z Hulkenbergiem też nie postrzegała w kategoriach zrządzenia losu. Po prostu zdecydował się na nią, bo była dobra w swoim zawodzie, a on kogoś takiego potrzebował. Chciał mieć agenta na wyłączność, więc ma.
- Kieruje czy nie kieruje, jak będzie podium to stawiasz wódkę! - machnął ręką, nie chcąc wdawać się w niepotrzebne dyskusje i udał się w kierunku swojego bolidu, uprzednio podając jej parasol, który sam trzymał do tej pory. Ponieważ nie miała na prostej startowej nic więcej do roboty, złożyła owy chroniący ją przed słońcem materiał i udała się wprost do boksów Force Indii. Po drodze spotkała Vettela, który również powoli przygotowywał się do startu.
- Życz mi szczęścia. - rzucił niby niezainteresowany, kombinując coś przy swoim kombinezonie.
- Obawiam się, że nie mogę. Jesteś rywalem mojego podopiecznego. - rozłożyła szeroko ręce w geście bezsilności i puściła mu oczko.


Pierwszy wyścig w sezonie był zawsze emocjonujący. Tegoroczne GP Australii było jednak czymś, na co czekał każdy kibic, kierowca czy pracownik zespołu. Nowe reguły weszły w życie i każdy oczekiwał czegoś niesamowitego. Tak też było. Było pasjonująco i nikt, kto podaję się za prawdziwego fana nie był w stanie odwrócić wzroku choć na chwilę od ekranu telewizora. Po zaciekłej batalii niemal do ostatnich metrów pięćdziesiątego ósmego okrążenia GP Australii, na metę jako pierwszy wpadł spragniony zwycięstw Vettel. Tuż za nim wściekle szarżujący od kiepskiego startu Verstappen. Podium uzupełnił jego kolega z zespołu - Daniel, który wyprzedził mającego nadzieję na "pudło" Hulkenberga. Nie mniej był to sukces dla Force Indii, która zasilona ogromnymi pieniędzmi z tytułu wysokiego miejsca w poprzednim sezonie i kilku nowych sponsorów, których przynieśli im kierowcy, była w stanie zbudować coś naprawdę dobrego. Być może miał być to najlepszy bolid w dotychczasowej karierze tego zespołu. Również Perez, który po zderzeniu na starcie z Bottasem musiał odrabiać straty, pojechał doskonały wyścig, zajmując szóste miejsce. Natomiast panujące do niedawna nad resztą Mercedesy, odpadły z powodu złego wykorzystania ogumienia. Może i Nico nie wszedł tego dnia na podium, ale przez team radio po wyścigu i tak w ukryciu zasugerował Avie, że wódka zdecydowanie się należy. I kiedy wędrowała by uściskać swojego, nie wiadomo już bardziej przyjaciela czy podopiecznego, przeszło jej nawet przez myśl, by razem z nim ją wypić. Wtedy jednak, kompletnie niespodziewanie wyrósł przed nią zwycięzca wyścigu, który umknął na chwilę kamerom i stewardom.
- Chodź ze mną na kolację. - powiedział, chowając najróżniejsze przewody do środka kasku.
- Słucham? - odparła zaskoczona. I jego pojawieniem się i beztroskim zapraszaniem na randkę, podczas kiedy wszyscy prawdopodobnie go szukali.
- Zapraszam cię na kolację. - odparł całkiem spokojnie i uśmiechnął się zadziornie. - Musisz się zgodzić zanim po mnie przyjdą.
- Kompletnie zwariowałeś. - podsumowała go. Ale trzeba przyznać, wzbudzał w niej pozytywne uczucia i miała poważne wątpliowści jak odpowiedzieć na tą propozycję. W końcu, czy ten uśmiech potrafi wzbudzić cokolwiek negatywnego?
- Nie pójdę odebrać nagrody, póki nie powiesz tak. - wzruszył obojętnie ramionami, ale z oddali słychać już było jak ktoś go nerwowo nawołuje. Poddana presji czasu i urokowi Niemca, skinęła głową. I tak oto, Ava Larsson musiała zmienić plany na dzisiejszy wieczór.


Nie powiedziała Hulkenbergowi czemu nie dołączy do niego i Sergio na opijanie pierwszego wyścigu w sezonie. Uznała, że nie musi informować go o wszystkim co robi. W końcu nawet jeżeli zaczynają się przyjaźnić, to nie jest przecież jej ojcem, żeby mu się spowiadała. Malując się w małym lusterku przy toaletce, nie czuła ekscytacji. Miała mieszane uczucia co do tej całej kolacji. Nie wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia, za to wierzyła w facetów bawiących się uczuciami kobiet. Czy Vettel był jednym z nich? Z pewnością miał do tego wszelkie predyspozycje, nie mogła jednak być pewna. I chociaż obiecała sobie zachowanie ostrożności, to mimo to ubrała swoją ulubioną, seksowną sukienkę. Pomarańczowa tkanina idealnie dopasowywała się do jej figury i dzięki wcięciu w dekolcie i oddzieleniu miseczek biustu, idealnie uwydatniała, raczej przeciętnej wielkości piersi Avy. Natomiast cieniutkie ramiączka odsłaniały jej wystające obojczyki. Sukienka sięgała tuż za kolana, ale wysokie czarne sandałki i tak wydłużały nogi blondynki. Vettel nie miał szans się oprzeć, tym bardziej kiedy dopełniła wszystko jasnym, deliktanym makijażem i rozpuszczonymi, pofalowanymi włosami. Stojąc przed lustrem i poprawiając pojedyncze kosmyki, zastanawiała się co ją dzisiaj czeka. Vettel potrafi bowiem zaskoczyć, czego dowiedziała się podczas ich bardzo krótkiej znajomości. Nie jest też typem, który odpuszcza, co najbardziej ją niepokoiło w całej tej sytuacji. Obiecała sobie jednak niedawno, że pozwoli sobie na odrobionę ryzyka w swoim nowym życiu. Z resztą, kiedy rozległo się pukanie do drzwi i tak nie miała już innego wyjścia. Z hotelu wyszli tylnym wyjściem, a do praktycznie pustej restauracji, w której otrzymali stolik na uboczu, dotarli samochodem z przyciemnianymi szybami. Kierowca Ferrari zadbał więc o dyskrecję i spokój na każdym etapie ich spotkania. Nie to, żeby Vettel się denerwował. Od kiedy otworzyła mu drzwi był cały czas uśmiechnięty, sypał żartami i komplementami jak z rękawa. Lustrował ją wzrokiem pełnym zachwytu, ani trochę wulgarnym czy natrętnym. Sprawiał tym samym, że czuła przyjemne ciepło w żołądku. Nie miała jednak zamiaru być dla niego prostą zdobyczą, kupioną kilkoma wyszukanymi komplementami.
- Myślisz, że zaimponujesz mi mówiąc do kelnera po włosku? - skwitowała, kiedy złożył zamówienie. Rzeczą jasną było, że wybierze restaurację z właśnie taką kuchnią, kochał ją bowiem od zawsze. A przy okazji, faktycznie mógł się popisać swoim coraz lepszym włoskim.
- Nie, jestem pewien, że zaimponowałem ci o wiele wcześniej. - odparł niezrażony jej uszczypliwością. Można nawet powiedzieć, że ją polubił. Stanowiła dla niego wyzwanie, by nie dać sobie zamknąć ust. A jak już wielokrotnie było widać, Sebastian Vettel uwielbia wyzwania.
- Różami przysłanymi do mojego pokoju? Bądźmy szczerzy, nie jest to najbardziej kreatywna rzecz, jaką zrobiłeś w życiu. - sięgnęła z ironicznym uśmiechem po kieliszek z czerwonym winem. O nie, nie da się tak łatwo.
- Nie, Avo. Ty zgodziłaś się na tą kolację już na balu. - sięgnął po najcięższą amunicję, jaką miał w zanadrzu. I podziałało. Kobieta zamilkła, delikatnie się rumieniąc, a on wykorzystując okazję, podsunął jej drobne białe pudełeczko, obwiązane czarną aksamitną kokardą. Widząc jej pytające spojrzenie, poprosił  by je otworzyła.
- Co to jest? - zapytała zaskoczona, widząc drobny złoty łańcuszek z numerkiem 5. - Znaczy wiem co to jest, ale...
- Pięć to mój numer startowy. Może i mi zechcesz przynosić szczęście tak, jak Hulkowi? - uśmiechnął się uroczo, wlepiając w nią swoje błękitne tęczówki. Ava pochyliła się nad stołem i w odpowiedzi szepnęła zmysłowo:
- Najpierw musisz na to zasłużyć, Seb.