czwartek, 19 stycznia 2017

Rozdział 10 - I can't get you out of my brain.


Kierowcy do Pit Lane dotarli oddzielnymi samochodami - Vettel samochodem bezpieczeństwa, a Hulkenberg samochodem medycznym. Kiedy Ava wraz z Brittą patrzyły na nich na zimnym korytarzu przed pokojem sędziowskim, pierwszy z nich miał zszytą wargę, a drugi plaster na opuchniętym nosie. Wyglądali żałośnie, jak chłopcy którzy czekają na karę od dyrektora, po bijatyce na długiej przerwie. Larssen nadal była wstrząśnięta głupotą każdego z nich z osobna.
- Ava... - zaczął Hulk, widząc jak kobieta z dezaprobatą kręci głową.
- Nie próbuj przeciągnąć jej na swoją stronę! - warknął Vettel. Zanim jednak wywiązał się między nimi kolejny niemiły dialog, Dunka zareagowała.
- Przestańcie! Ty nie mogłeś wybrać gorszego miejsca do wyprzedzania, a ty zamknąłeś mu bezczelnie drogę. Jeżeli chcieliście się pozabijać, to gratuluję! Byliście naprawdę blisko! - uśmiechnęła się ironicznie. Nie miała zamiaru brać strony Vettela. To Hulk był jej klientem i nie ważne było czy sypiała z Sebastianem, czy Nico był jej przyjacielem. Miała być wierna osobie, która ją zatrudniła. A że w tym wszystkim naprawdę jedyną winą Nico było podejście do kolegi z toru, to tylko szczęśliwy zbieg okoliczności, dzięki któremu nie musiała czuć się winna.
- Czy ja mogę wiedzieć co się tutaj dzieję? Bo mam wrażenie, że z całej naszej czwórki tylko ja nie wiem o co chodzi. - zdezorientowana Britta, spojrzała wyczekująco na kierowcę Ferrari. Wiedziała, że nie pomoże mu, jeżeli nie będzie znała prawdy. Odpowiedziało jej jednak głuche milczenie.


- Ava... - po raz drugi tego dnia zaczął Hulkenberg. I tym razem jednak nie miała zamiaru go słuchać.
- Zamknij się i podpisuj te karty. - warknęła. I tak mu się upiekło. Wybroniła go z inżynierem wyścigowym, niczym najlepszy duet adwokatów w sądzie. Dzięki temu nie poniósł konsekwencji za kolizję z Vettelem, ale musiał wpłacić karę za swoje zachowanie po wypadku i odbębnić spotkanie z kibicami w ramach akcji bezpiecznej jazdy. Powinno go to cieszyć, biorąc pod uwagę, że wina za cały wypadek spadła na kierowcę Ferrari i to on dostał punkty karne, karę cofnięcia o 10 pozycji na następnym GP, większa karę pieniężną i również spotkanie z kibicami. Jedynym mankamentem był fakt, że spotkanie muszą zaliczyć wspólnie, gdyż według Charliego pokazali młodym ludziom zbyt wiele niegodnych naśladowania zachowań i czas to naprawić.
- Ale Ava, przecież ja nic nie zrobiłem. - stanowczo odparł, podpisując tysięczną kartę ze swoim wizerunkiem.
- Zaczęliście się bić! Na Boga, wiesz ile pracy będzie kosztowało zatuszowanie tego? Nico, ja naprawdę nie chce żebyś z mojego powodu doznawał uszczerbku na swoim wizerunku. - powiedziała bardziej zła na siebie niż na niego. Mogła przewidzieć, że zrobi wszystko by ją chronić. A jednak nie przewidziała i bardziej lub mniej, to właśnie przez nią Nico przez najbliższy czas będzie tym, który przyłożył Vettelowi po wyścigu. Jeżeli stracą przez to przyszłoroczną umowę z czołowym teamem, nie wybaczy sobie tego.
- Pieprze ten wizerunek! - krzyknął, po czym po poprawił się. - Znaczy szanuje twoją pracę, ale należało mu się. Wmieszał cię w ten wypadek, jakbyś była jakąś kartą przetargową!
- Wiem, że go nie lubisz, ale spróbuj zaakceptować, że z nim jestem. I nie bij się z nikim więcej, bo mi serce pęknie! - ostatnie zdanie, mówiła już ze łzami w oczach. Naprawdę uwielbiała tego chłopaka.
- Jeżeli złamie ci serce, obije mu mordę tak, że go rodzona matka nie pozna! - zastrzegł, wstając i przytulając blondynkę. Uszanuje jej zdanie, ale do tego momentu. Jeżeli Seb coś jej zrobi, to naprawdę nikt nie chciałby być w jego skórze. A jeżeli zachowa się z honorem, to przynajmniej miło się co do niego pomyli.


Szwajcaria.
Sebastian patrzył jak Emily biega po ogrodzie, kołysząc w wózku, śpiącą Matildę. Dziewczynka o wiele bardziej doceniała możliwość spania niż Emily, kiedy była w jej wieku. Jego pierwsza córeczka dawała im w kość, domagając się jako niemowlak ciągłego zainteresowania. Flegmatyczna mniejsza blondyneczka wolała natomiast przesypiać ile tylko się da. Za to Em, nie przestawała biegać od kiedy tylko nauczyła się chodzić. Trzylatka była istnym wulkanem energii, który wszystkiego uczył się z błyskawiczną prędkością. Był dumnym ojcem i uwielbiał takie chwile jak ta. Kiedy mógł się z nimi bawić, patrzeć jak uczą się świata, czy nawet obserwować jak spokojnie śpią. Nie potrafiłby bez nich żyć.
-  Tata chodź! - krzyknęła rozemocjonowana Em. Seb zerknął jeszcze na jej mniejszą siostrę i ruszył w kierunku córeczki.
- Co tutaj masz szkrabie? Ooo, jaszczurka! - ukucnął przy niej i posadził ją sobie na kolanie. Pod kamykiem chowała się kolorowa jaszczurka, która niezwykle przypadła do gustu ciekawej świata dziewczynki.
- Ale nie możemy jej zabrać do domu kochanie, mama nie byłaby zadowolona. - oświadczył, kiedy Emily prosiła o złapanie małej jaszczurki. Seb oczywiście wziął ją na chwilę na rękę, tak aby mała mogła się jej przyjrzeć, a następnie puścił wolno. Hanna nie chciała widzieć nawet małego psa na podwórku, więc za jaszczurkę w domu prawdopodobnie wyrzuciłaby go do garażu. Mania kontrolowania wszystkiego co związane z dziećmi, zawędrowała u Prater tak daleko, że ich widok bawiących się z psem, choćby najbardziej rodzinną i spokojną rasą, był dla niej nie do przyjęcia. Dlatego do domu Vettelów wstępu nie ma żadne zwierzę.
- Seb! Obiad gotowy! - zawołała Hanna, dzierżąc na rękach rozbudzona już Matildę. Od rana obserwowała narzeczonego, który spędzał dzień na dworze z dziewczynkami. Zobaczyła w nim radość z życia, której nie widziała przez ostatni rok. Spędzał z dziećmi prawie cały swój wolny czas, a nawet wymęczony zasypiał z uśmiechem na ustach. Odkrył w sobie nowy zapał, a pozytywna energia biła od niego z daleka. Zastanawiało ją co stało się z Vettelem, że w tak krótkim czasie nastąpiła u niego ogromna zmiana. Chciała go nawet zapytać, czy to nowy samochód, czy powrót na najwyższe stopnie podium, ale jeżeli była rzecz, na którą Seb widocznie nie miał nadal ochoty, to była to rozmowa z nią. Nie unikał jej, nie mogła mu tego zarzucić, ale wyczuwała między nimi niezręczną ciszę. Nie chciał z nią rozmawiać nawet o bijatyce, którą wprawił ją w osłupienie. Nie sądziła, że stać go na takie zachowanie. Jej spokojnego, ułożonego Sebastiana.
- Idziemy! - odpowiedział, sadzając sobie Em na ramionach. Dziewczynka śmiała się, zadowolona i wydawała się zapomnieć już o jaszczurce. Minął kobietę bez obdarzenia jej choćby sekundowym spojrzeniem, wszedł do domu i ruszył z córką umyć ręce.


Leżał w swoim wielkim, wygodnym łóżku, czując każdy mięsień. Emily była lepszym trenerem niż cała trójka Finów, która się nim zajmowała. Był zmęczony, ale szczęśliwy. Czuł, że powróciła do niego iskra, która rozpaliła nie tylko zapał do sportu, ale też do życia. Nawet bójka z Hulkiem nie wyprowadziła go na długo z równowagi. Prawda, dostał naprawdę niezłego prawego sierpowego i szczęka dawała mu o sobie znać kilka dni, ale on też przyłożył kierowcy Force India całkiem ładnie. Poza tym, nie miał problemów z udobruchaniem Avy. Trochę na niego pokrzyczała, miała pretensje o jego zachowanie i słowa, jakie wypowiedział w kierunku Hulka. Jednak ostatecznie uspokoiła go, mówiąc, że Nico nie będzie się już więcej wtrącał w ich sprawy. Tym, co sprawiło, że w ogóle przestał się martwić, było ucałowanie go w obitą szczękę z czułością, o jaką po pierwszym spotkaniu Larsson, nikt by jej nie posądzał. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem, przypominając uczuciowy pocałunek Dunki. Jest cała jego i nie musi się nikogo obawiać.
- Dawno nie widziałam tego uśmiechu. - jego rozmyślania przerwała Hanna, która weszła do sypialni z łazienki. Zgasiła światło i weszła pod kołdrę. Ciemność była dla niego wybawieniem. Nie odpowiedział jej na pytanie, odwrócił się do niej plecami i wpatrywał się w ową ciemność. To nie był czas na uświadomienie Hannie, że ten uśmiech nie ma nic wspólnego z nią, a wszystko z kobietą, która zapewne zasypia właśnie w dobrze jej znanym pokoju hotelowym w Monako. Ale to był czas, by zastanowić się nad sytuacją, w której się znalazł. Nad tym czego chce, co może poświęcić, a co jest dla niego zbyt ważne...

~*~
I tak oto Seb zaczyna sobie uświadamiać, że musi podjąć wreszcie jakąś męską decyzje! 
Zapraszam również na wznowione "First time" i do zapoznania się z bohaterami "Put me closer".

środa, 11 stycznia 2017

Rozdział 9 - I know he is just not right for you.



 Runda 8. GP Europy. Azerbejdżan.
Ava próbowała się właśnie dobudzić pod zimnym prysznicem, kiedy usłyszała jak ktoś bezpardonowo wchodzi do jej pokoju. Na tyle bezpardonowo, że usłyszała go pomimo szumu prysznicowej wody. Nie należała do kobiet nadto strachliwych, więc po prostu zakręciła kurek, chwyciła ręcznik i wyrżnęła mokre włosy.
- Nico? - zadziwiła się, otwierając drzwi łazienki i widząc niemal czerwonego, ze złości jak mniemała, Hulkenberga. Mężczyzna nie mógł znaleźć sobie miejsca, chodził nerwowo w tą i z powrotem po niewielkim pokoiku, wyglądając nawet trochę komicznie. Słysząc pytanie Larsson, zatrzymał się gwałtownie i wbił w nią ostre spojrzenie. Pierwszy raz obdarzył ją czymś tak surowym i wymownym.
- Powiedz mi, że to co widziałem przed paroma minutami, to była fatamorgana! - rozkazał, wskazując palcem na zamknięte drzwi od jej pokoju. Dunka nie była głupia i w sekundzie zorientowała się, o cóż może mu chodzić. Nie miała jednak zamiaru pokazywać kart, a wręcz przeciwnie, grać niewinną blondyneczkę.
- Fatamorganę to możesz mieć na pustyni, a nie w środku stolicy Azerbejdżanu. - odparła, owijając się mocniej ręcznikiem.
- Ty mi tu nie graj specjalistki od logicznych wypowiedzi! Co robił tutaj Sebastian Vettel, we własnej osobie?
- Pytał o jakiegoś dobrego agenta. - skłamała bez mrugnięcia okiem i ruszyła do niewielkiej szafy, którą w swoim wyposażeniu miał pokój.
- Ooo, nie kłam! Jesteś dobra w ukrywaniu prawdopodobnie wszystkiego, ale ja nie jestem głupi! Ava, co ty wyprawiasz? Czy ty nie słyszałaś jak mówiłem, że on ma rodzinę? To jest podły drań! - dostał istnego słowotoku, robiąc się jeszcze bardziej czerwony, niż w momencie wejścia tutaj. Nie mówił tego wszystkiego bezpodstawnie. Od dawna po paddocku chodziły najróżniejsze plotki o najmłodszym mistrzu świata. Nie bardzo się nimi interesował, ale mając za zespołowego partnera największego po Alonso plotkarza w Formule, trudno było nie zarejstrować paru faktów. Wszystkie one uderzyły w niego z momentem zobaczenia kierowcy, wychodzącego nad ranem z pokoju jego przyjaciółki.
- Jesteś moim przyjacielem, nie ojcem Nico. Nie pouczaj mnie. - zmierzyła go srogim, zimnym spojrzeniem. Kiedy się denerwowała, stawała się zimna i zamknięta. Nie dawała nikomu do siebie dotrzeć. Nie lubiła, kiedy ktoś wtrącał się w jej życie. Nie przywykła by ktoś robił to w dobrej wierze. I nie potrafiła wyzbyć się tego nawyku, nawet jeżeli chodziło o Hulkenberga.
- Przyjaciele są od tego, żeby chronić przed upadkiem w przepaść. A ty stoisz na jej krawędzi Ava. - złapał ją delikatnie za rękę, tuż nad łokciem, chcąc ją zatrzymać. Bardzo nie chciał by kobieta wpadła w ową przepaść. Była bowiem tak głęboka, że szanse wydostania się z niej były naprawdę nikłe. Był przekonany, że jeżeli spadnie w jej ciemności, już nigdy nie będzie potrafiła dopuścić do siebie jakiegokolwiek szczęścia.
- Moje życie, moja przepaść. - odwarknęła i wyszarpnęła się z uścisku mężczyzny. Chwilę potem usłyszał tylko trzask łazienkowych drzwi.


Hulkenberg naprawdę wyznawał zasadę nie ingerowania w życie Avy. Do teraz. Nie potrafił się powstrzymać, mimo iż było to zupełnie sprzeczne z jego naturą. Nie mógł przejść obojętnie koło tej sytuacji i jeżeli ona nie chciała go słuchać, to Vettel musi to zrobić. Larsson nie była dla niego kimś przypadkowym w życiu. Wierzył, że nie bez powodu na nią trafił i nie bez powodu wszystko co dobre w jego karierze zaczęło dziać się właśnie teraz. W czasie tych wszystkich godzin wspólnej pracy, wypoczynku i zabawy, Hulk zauważył w Larsson kogoś zupełnie innego niż osoba, za którą chciała uchodzić. Widział ją jako emocjonalną, kruchą i niezwykle delikatną osobę. Pod oschłą skorupką, chowała dobre serce i strach przed jego złamaniem. I za wszelką cenę nie chciał dopuścić do jej upadku. Była zbyt dobrym człowiekiem według niego, by dotykało ją zło tego świata. A obecnie złem, które jej zagrażało był właśnie czterokrotny Mistrz Świata F1. Wiedział, że Dunka potrzebowała osoby, która się nią zaopiekuje i pokaże radość życia, ale nie do jasnej cholery, Sebastiana Vettela. To wręcz ostatnia osoba w jego mniemaniu, która powinna taką funkcję pełnić. Był więc zdeterminowany by Niemca ustawić do pionu. Ba! Był nawet gotów obić mu tą przystojną buźkę jeśli będzie trzeba, a należał przecież do osób wyjątkowo ugodowych.



Kierowcy F1 to ludzie, którym emocje i stresy nie są obce. To nieodłączny element ich życia. Jednak jeżeli ktoś myśli, że na torze kierują się tylko chłodną głową, kalkulacją i traktują każdego konkurenta tak samo, to jest w błędzie. W błędzie był też Hulkenberg, który do wyścigu o GP Azerbejdżanu myślał identycznie. Kiedy jednak na jego horyzoncie pojawiła się czerwona kropka, która miała na imię Sofia, a jej kierowcą był Vettel, obudził się w nim dziki instynkt. Znalazł zarówno w sobie, jak i swoim bezimiennym bolidzie zapasy mocy, wspinając się na wyżyny osiągów silnika i areodynamiki. Dogonił odrabiającego po nadprogramowym pit stopie Sebastiana w dwa okrążenia. Pomogły mu oczywiście szybsze opony i fakt, że były lepiej dogrzane niż vettelowe. Jego celem było wyprzedzenie kolegi z Niemiec, najlepiej spektakularnie i upokarzająco. Seb nie należał jednak do osób, które łatwo oddają pozycję, tym bardziej jeżeli przestał pałać do niego sympatią. Dlatego też, przed dramatycznym końcem tej zabawy, dostarczyli widzom i komentatorom niesamowitych emocji, a kamery pokazywały ich niemal bez przerwy przez 12 okrążeń. Kiedy jednak Vettel bezpardonowo wypchnął Hulka z toru, a ten uderzył w bandę, stracił panowanie nad bolidem i zarzucony, uderzył w niego niczym wracający bumerang, oboje stracili szansę na dokończenie wyścigu. Na torze pojawiła się czerwona flaga, a Nico, nie odpowiadając na pytania zespołu czy wszystko z nim w porządku, wyleciał z samochodu niczym oparzony i ruszył w kierunku patrzącego na swój pogruchotany pojazd, kierowcy Ferrari.
- Chciałeś mnie zabić, skurwysynie?! - chwycił go z furią za ramię. Nie przejmował się kamerami ani kibicami. Widział wszystko w jaskrawych barwach, a złość przysłaniała mu dodatkowo świat. Nie myślał, szedł za impulsem, a ten kazał nie oszczędzać Vettela.
- To ty idioto pchasz się tam gdzie nie ma miejsca na dwa samochody! - wyszarpnął mu się, ale nie odszedł na krok. Mierzyli się spojrzeniami, stojąc centymetry od siebie i od wielkiej bijatyki, jednocześnie. Nie raz mierzył się już tak z Webberem, tyle, że w zaciszu boksów, gdzie nikt prócz przyzwyczajonych już do kłótni mechaników, ich nie słyszał. Ileż to razy, musieli ich rozdzielać zapobiegawczo, by nie tłumaczyć się kolejnego dnia z lima pod okiem?
- Bo zamykasz drogę! Nikt cię nie uprawnił do rozbijania innych! - wrzeszczał, żywo gestykulując. Miał ochotę go zatłuc.
- Mówię ci, jak byk krowie, że wepchnąłeś się tam, gdzie nie było miejsca! To tylko i wyłącznie twoja wina! - pokazywał mu Sebastian. Każdy z nich był przekonany do swojej racji, a czując w tym wszystkim głęboki podtekst, nie mieli zamiaru odpuścić, póki nie wycofa się druga strona.
- Nie zgrywaj głupka, wiesz, że zamknąłeś mi drogę nieprzepisowo! - groził palcem Hulkenberg. Miał zamiar dziś dowieść dobry rezultat, nawet kolejne podium, a ten burak mu przeszkodził. Sam napatoczył mu się przed bolid i jeszcze miał czelność zepchnąć na metalowe bandy! A co gdyby to wszystko skończyło się gorzej? Przecież mógł też nie wysiąść z bolidu o własnych siłach!
- Mam ci to narysować?! Przeceniłeś swoje możliwości, beztalenciu! - ryknął, odtrącając jego palec sprzed swoich oczu. Alonso? Okej. Verstappen? Okej. Webber? Mniej okej, ale i tak zawsze odpuszczał. Hulkenberg? Tego już za wiele!
- Co powiedziałeś?! - oczy kierowcy Force Indii rozszerzyły się niebezpiecznie. Vettel zaczął wojnę.
- Że jedna wygrana w tym indyjskim gruchocie, nie sprawi, że masz talent!
- O nie, kurwa, wielki talent się znalazł! Gdzie byłeś ostatnie dwa lata?! Powiem ci, mój drogi. W DUPIE BYŁEŚ, GÓWNO UMIAŁEŚ ZROBIĆ! - wrzasnął, aż porządkowi krzątający się przy bolidach zatrzymali się gwałtownie, prawdopodobnie zastanawiając się, czy nie lepiej kierowców rozdzielić. Kiedy jednak Hulk zaczął odchodzić, wrócili do swojej pracy.
- Co cię tak boli?! Że jestem mistrzem świata, że miałem lepsze samochody od ciebie?! A może, to że Ava wolała mnie?! - zawołał za nim zawodnik Ferrari.
- Nie mieszaj jej do tego. Nie mieszaj, kurwa! - gwałtownie się odwrócił i nie miał już złudzeń co do tego, że ta kłótnia zakończy się pokojowo. Szarpnął kombinezon byłego już kolegi i zacisnął nerwowo pięści. Sebastian nie był mu dłużny i w sekundzie zareagował, odpychając go od siebie. Krew go zalała. Chce się bić? Proszę bardzo!
- No jasne, każdego by bolało, że go olewa! - dodał z ironicznym uśmiechem, mając pięści gotowe do ataku. Może i Hulk jest wyższy, ale on będzie szybszy.
- Ciebie widać bardzo, skoro nie możesz się powstrzymać pomimo dwójki dzieci i żony! - wytknął mu, podczas szarpaniny, którą wprawili dosłownie wszystkich w osłupienie. Osłupiały był Arivabenne, osłupiała była cała Force India, osłupiała nawet sama Ava.
- Narzeczonej! - odparował mu Vettel, jednocześnie zadając cios koledze i przyjmując cios od niego. Każdy z nich usłyszał chrzęst kości. Seb szczęki, a Nico nosa. Charliemu Whitingowi ogromnie dużo czasu zajęło wysłanie kogokolwiek do dwójki, która z szarpaniny przechodziła już do bójki. Ale kierowca samochodu bezpieczeństwa zdążył, zanim panowie połamali sobie kości.
- Zajebiście! Licytujmy się teraz, jak bardzo cię to usprawiedliwia, draniu! - warknął na koniec, trzymany przez Bernda Maylandera.
- Panowie, nie publicznie! - zakończył sędzia, który doskoczył do drugiego z Niemców. Runda pierwsza zakończona, ale walka potrwa jeszcze długo.

czwartek, 5 stycznia 2017

Rozdział 8 - This love shining brighter than gold.


Przerwa pomiędzy rundami. Rzym.
Rzym, miasto o jednej z najpiękniejszych, o ile nie najpiękniejszej historii na świecie. To tutaj tworzyła się też historia Avy i Sebastiana. W tym przepięknym mieście spędzali trzy dni na zwiedzaniu Koloseum, bieganiu po Hiszpańskich Schodach, wrzucaniu monet do Fontanny di Trevi przez ramię, wieczorach w najsmakowitszych restauracjach i nocach na antycznych uliczkach. Vettel kradł jej serce bez skrupułów, czy najmniejszego zawahania nad sytuacją, w której się znajdują. A Dunka bez namysłu mu na to pozwalała. Tłumacząc sobie, że zmierzy się z tym wszystkim innego dnia, że dziś są sobie przeznaczeni, że nie bez powodu się spotkali. Blondyn dotykał ją jak żadną inną kobietę w swoim życiu, musiał to przyznać z ręką na sercu. Przy żadnej innej dłonie nie trzęsły mu się, nogi nie stawały się miękkie, a zapach nie powodował zawrotu głowy, o tyle delikatnego, że aż przyjemnego. Nie czuł tego wszystkiego nawet przy Hannie i dopiero uświadamiając to sobie, zrozumiał, że to wcale nie ona  była kobieta jego życia. Pojął, że dopiero teraz los pokazuje mu co to znaczy, oszaleć na punkcie płci przeciwnej. Fascynowała go. Chyba najbardziej tym, że miała być tylko kolejną zdobyczą, trochę trudniejszą od poprzednich. Tymczasem to on stał się zdobyczą dla niej. Zawładnęła nim, można powiedzieć, że skinięciem palca. W czasie kilku GP zrobiła to, czego Prater do tej pory nie potrafiła. Swój ostatni wieczór spędzali w niedużej restauracji z ogródkiem tuż przy Fontannie di Trevi. Zapadł już zmrok, a głównym oświetleniem, pomijając świeczki na stoliku, było właśnie oświetlenie fontanny. Jej szum komponował się w muzykę, którą grano na żywo gdzieś na placu. Atmosfera wydawała się iście bajkowa. Jak cały ten wyjazd w oczach Avy.
- Co zamierzasz robić do następnego wyścigu? - zapytał Seb, sięgając po kieliszek wina. Sam miał zamiar wrócić do domu, zająć się trochę dziewczynkami. Stęsknił się za nimi i chciał poświęcić im cały pozostały czas.
- Pewnie znajdzie się coś do roboty w Monaco. - odparła, wzruszając delikatnie ramionami. Znając życie na pewno coś się znajdzie. Przy kierowcy F1 ma się pełne ręce roboty, tym bardziej jeśli stanowisko "menadżer" jest raczej umowne.
- Nie za bardzo cię wykorzystuje ten nasz Hulk? - zmarszczył czoło.
- Uwierz mi, gdybyś zobaczył moją pensję, wiedziałbyś że nie! - zaśmiała się. - A poza tym, czy ty aby nie jesteś zazdrosny o Nico?
- Ja? Kochana, ja nie mam konkurencji! - oświadczył dumnie. Ava omal nie wypluła czerwonego trunku, jaki miała w ustach.
- Skromność nie jest twoją najmocniejszą stroną, co? - rozbawiona puściła mu oczko. Mimo wszystko, jego pewność siebie nie odstraszała. Lubiła go za nią. Z resztą dla kierowcy F1 to raczej niezbędna cecha.
- No niestety, z naszej dwójki, to ty tu jesteś ideałem. - subtelnie splótł ich dłonie na stole. Czy to było tanie zagranie? Może troszeczkę, ale jej nie przeszkadzało. Sebastian posiadał taką moc, że jeżeli w jego słowach była ideałem, to czuła się jak ideał.
- Tylko się w tym ideale nie zakochuj. - zastrzegła, przygryzając pomalowaną fioletową szminką wargę.
- A jeżeli nie da się już tego zatrzymać? - pochylił się nad stołem i szepnął konspiracyjnie. Czy kłamał? Nie. Nie mógł tego nazwać zakochaniem, ale zakochiwaniem już zdecydowanie tak.
- Wtedy oboje jesteśmy zgubieni. - skwitowała i stuknęła swoim kieliszkiem w jego.


Czuła jego pocałunki na całym ciele. Rozpalające, gorące i namiętne. W miejscach, które doprowadzały ją do szału, sprawiały, że wyginała grzbiet niczym pieszczotliwa kotka. Czuła też chłód kostki lodu, którą przesuwał ustami od szyi, przez obojczyki, piersi aż do linii bioder. Potrafił w krótkim czasie poznać i nauczyć się na pamięć tego, co sprawi, że kobieta oszaleje dla niego w jednej sekundzie. Znał każde jej wrażliwe miejsce. Dotykał czule jej policzków, całował subtelnie jej szyję, przygryzał jej wargi i mocno chwytał ją w talii. Patrzył w oczy z pożądaniem i szeptał do ucha wszystko to, co chciała usłyszeć. Lubił kiedy ona przejmowała inicjatywę. Wskakiwała na niego i pieściła ustami i dłońmi. Mruczał wtedy, zagłębiając się w przyjemności jaką mu sprawiała. Jednak tej nocy nie było pośpiechu i zachłanności. Tej nocy liczyło się wymazywanie z pamięci Avy, każdego najmniejszego złego wspomnienia. Obdarzanie się miłością, za którą oboje tęsknili, której pragnęli i którą dzielili się, wtuleni w siebie.


Runda 6. Monaco.
W deszczowym GP Monaco działo się wszystko, czego kibic Fomuły 1 mógłby sobie zażyczyć. Start na przesychającej po porannym deszczu, nawierzchni nie obył się bez sensacji. Jak strzała wyskoczył z trzeciego rzędu Hamilton, Hulkeberg obronił drugą pozycję przed dwójką Red Bulli, a Vettel ledwo unikną spotkania ze ścianą już na pierwszym zakręcie. Z alei serwisowej startował Alonso, a na końcu zaskakująco Strolla w Williamsie wyprzedził Pascal w Sauberze. Potem wszystko wydawało się iść typowym dla tego wyścigu torem, kiedy nagle spadł deszcz i cała stawka przewróciła się do góry nogami. W pewnym momencie liderem wyścigu był nawet Grosjean w swoim Haasie. Stratedzy prześcigali się w pomysłach, czasami nawet zbyt oderwanymi od rzeczywistości - jak intermediaty w przypadku Alonso, który niedługo po opuszczeniu alei musiał pożegnać się z wyścigiem z powodu utraty panowania nad samochodem i uderzenia w jedną z barier. Wyścig tym samym został zatrzymany po raz pierwszy. Po raz drugi wstrzymany został, kiedy w niebezpiecznym miejscu z toru wypadł Palmer, a jego były zespołowy partner, Magnussen minął go na milimetry, sprawiając, że kibice wstrzymali oddech, widząc oczami wyobraźni okropny wypadek. Na szczęście jego refleks był na tyle dobry, że udało mu się Joylona ominąć. Wyścig skończył się tak, jak się zaczął - przy pełnym słońcu. W tych wszystkich zawirowaniach najlepszy okazał się Red Bull z Verstappenem na czele, drugi był Hulkenberg, który idealnie wykonywał plan zespołu, a trzeci Vettel, który uratował podium wyłącznie swoimi umiejętnościami, stratedzy Ferrari bowiem, jak zwykle w takich sytuacjach zwiedli. Czwarte miejsce zajął natomiast Stoffel Vandoorne, dowożąc pierwszy tak dobry rezultat dla McLarena w ostatnich latach. Również w Kanadzie pogoda okazała się nieprzewidywalna, a tym co tam się działo, można by obdarować trzy wyścigi sezonu 2016...

Runda 7. Kanada.
Szampan w boksach Force Indii lał się litrami. W szampanie były samochody, byli pracownicy zespołu, nawet sam szef wyglądał jakby się w szampanie kąpał. I Perez, i Hulkenberg też w owym bąbelkowym trunku byli i ich ubrania wydawały się nie nadawać do ponownego użytku, nawet po kilku praniach. Avy również nie oszczędzono i sukienka, którą według tradycji ubierała na każdy wyścig, zmieniła pod wpływem tego alkoholu kolor i oblepiała ją całą. Podsumowując, nie było w boksach FI ani jednej suchej osoby czy rzeczy. Suchością nie odznaczały się również kieliszki, które każdy miał w ręku. Tak samo jak ciche nie były głośniki, z których wydobywały się tego wieczoru najróżniejsze dźwięki, łącznie z "Simply the best" i innymi podobnego typu utworami, mówiącymi w przenośni o tym, jak ekipa jest wdzięczna Hulkowi za pierwsze zwycięstwo w historii. Szał pierwszego miejsca wręcz opanował zespół, który podrzucał Nico pod sam sufit boksów, a do wieczornego zdjęcia zwycięzców ustawiał się z niezwykłą radością. Ava musiała przyznać, że była z niego dumna, o wiele bardziej niż z każdego innego podopiecznego. Przyznawała się nawet, do łez szczęścia, kiedy Hulkenberg przekroczył linię mety, stał na najwyższym stopniu podium i w końcu kiedy dziękował jej podczas konferencji za całe wsparcie. Nie jej - agentce, ale jej - przyjaciółce. Był pierwszym mężczyzną, który tak zmiękczył jej serce. Za którego oddałaby wszystko. Którego wygrana przysporzyła jej więcej szczęścia, niż cokolwiek innego w życiu.
- Ava, jesteś moim największym wsparciem, nie wiem czy mógłbym to zrobić bez ciebie! - uściskał ją mocno i nie chciał wypuścić. To był najszczęśliwszy dzień w życiu kierowcy, który zawsze pragnął wygrać, ale był pewny, że nie zdoła. A jednak, to ten zespół, który chciał opuścić dał mu wszystko czego potrzebował, co umiał wykorzystać, co wypracował sobie w spokoju, dzięki Larsson właśnie.
- Przestań! Zrobiłbyś to beze mnie, tak właściwie to zrobiłeś to beze mnie. Bez jakiejkolwiek pomocy. Tylko ty i twój bolid. Byłeś wspaniały! - ocierała łzy.
- Boże, Ava wygrałem Grand Prix Kanady! - wykrzyczał jej do ucha, nadal nie wypuszczając z ramion.
- Tak, wygrałeś! I Nico Hulkenbergu - powiedziała, odsuwając się od niego i ujmując jego twarz w dłonie. - Stać cię na jeszcze więcej!

~*~
Hulk power! 
A tych, którzy jeszcze nie widzieli, zapraszam na przedsmak opowiadania o Nico na Hulk-F1! :)