środa, 16 listopada 2016

Rozdział 3 - 'Cause, darling, I'm a nightmare dressed like a daydream

 

Runda 3. Bahrajn.

Ava nie jest kobietą, którą łatwo zaciekawić. A jednak, F1 w pewien sposób wzbudziło u niej sympatię. Siedząc na piątkowych treningach w kąciku, na wygodnym fotelu przypisanym Hulkenbergowi, przypatrywała się uwijającym się nad samochodem mechanikom i skupionym inżynierom. Perfekcyjna współpraca jaką musiał odznaczać się zespół wyjątkowo zdolnych ludzi, była fascynującym widokiem. Każdy zajmował się swoim obszarem samochodu, a jeżeli mógł, służył pomocą kolegom. Wszyscy byli tu piekielnie skupieni, by piąć się w górę tabeli zespołów, by maksymalnie wykorzystywać swoje dwa dzieła sztuki, okupione godzinami ciężkiej pracy, prób i błędów. Żaden z nich nie mógł się pomylić, bo ceną byłby stracony wyścig, a na to nie stać nawet tych najlepszych zespołów. W Force Indii panowała przyjazna atmosfera i mimo iż samochód, który nie był perfekcyjny, przysparzał im problemów i stresów, nie wyczuwało się tutaj napięcia. Obydwaj kierowcy należeli do osób sympatycznych, co z pewnością wpływało na ową atmosferę. Nie obwiniali zespołu, nie naskakiwali na pracowników, uważali się za jego część i współpracowali by sukces był wspólny. Hulkenberg stworzył w ostatnim czasie też inny zespół. Razem z nią tworzyli duet, który miał za zadanie dotrzeć na szczyty tego sportu. Każdy z nich odpowiedzialny był w nim za co innego. Ava nie była tylko agentką, która pojawiała się w momencie podpisania umowy by zgarnąć spory procent. Ponieważ zażyczył sobie jej na wyłączność, spełniała też wiele innych funkcji. Oprócz negocjowania najlepszych umów, starała się by Nico, był jak najatrakcyjniejszy w oczach szefów zespołów. Dbała o jego dobry wizerunek, pozyskiwała sponsorów, pilnowała by stosował się do podpisanych zobowiązań, towarzyszyła przy akcjach marketingowych i przyjęciach, a nawet pilnowała diety. Nie pojechała na wyścig w Chinach, ale za to załatwiła umowę z całkiem sporym sponsorem. Była jego rzecznikiem prasowym, menadżerem, partnerką na balach, a nawet matką. Poświęcała godziny dziennie by zapanować nad wszystkim i nadrobić lata bez agenta w jak najkrótszym czasie. Zdobywała kontakty i szeptała ważnym osobom o zaletach Hulka. Robiła wszystko by jedynym nad czym musiał się skupić była jazda i odpowiednie przygotowanie fizyczne. Dwoiła się i troiła by ten mały, dwuosobowy zespół pracował równie sprawnie jak ten mechanizm, który właśnie obserwowała. A szło jej coraz lepiej.
- Wuhuu, kocham tą robotę! - radośnie zawołał Niemiec po zdjęciu kasku i poklepał swój samochód po pokrywie silnika. Uśmiechnęła się delikatnie w odpowiedzi. Zazdrościła ludziom takim jak on. Spełniał marzenia, robił to co kochał, nie musiał martwić się o pieniądze na przeżycie i czerpał radość z każdego kolejnego dnia. A co najważniejsze, doceniał to. Wielu ludziom w tych czasach tego brakowało. Podążali za modą, niedoścignionymi wzorcami, majątkiem, zapominając o tym, że żyje się tylko raz i nie po to by całe życie pracować na drogi samochód.
- Mam więc nadzieję, że kochasz też kibiców. - odparła, podając mu czapeczkę i odbierając kask. Ustawiła go na przeznaczonej dla niego półce i przetarła miękką ściereczką.
- Może nie mam ich tyle co Vettel, ale są pięć razy lepsi. - oświadczył dumnie, rozpinając swój kombinezon pod szyją. W Bahrajnie było piekielnie gorąco, nawet jeżeli się już ściemniało.
- W takim razie z radością przejrzysz program spotkania w Niemczech, który ustaliłam. W twojej umowie z Force Indią jest zapis, że raz do roku możesz "wykorzystać" zespół do takiego spotkania. Oczywiście z niego nie korzystałeś. - rzuciła, idąc z nim korytarzem na drugą stronę alei. Niemiec spojrzał na nią zdziwiony, utwierdzając ją w fakcie, że nie miał o tym zapisie zielonego pojęcia.
- Nie pomyślałbym o tym.
- Od tego masz mnie. Potrzebujesz tego. Zespoły w tych czasach nie chcą tylko dobrych wyników. Potrzeba im też sponsorów czy kibiców, którzy napędzają rynek z gadżetami i dają kolejne dochody.
- Masz u mnie szpilki w premii. - pokiwał z uznaniem głową. Pomimo iż w relacjach międzyludzkich daleko jej było do zrównoważonego ideału, to w pracy nim była. Ideałem, który sam wybrał. Cholera, ależ miał nosa!


Miała wiele sposobów na rozładowanie nerwów. W takiej pracy musiała mieć. Jednym z nich było właśnie bieganie, a ponieważ do innych nie miała w tym momencie dostępu, to bieg z Hulkenbergiem uznawała za swoistą terapię. Mogła odciąć się od pracy czy niespokojnych myśli. Jedynym co się liczyło, było stawianie kroku za krokiem. Mimo iż słońce zaczynało już prażyć, z radością przemierzała kolejne metry toru. Oczyszczała umysł, który pełny był nowych zmartwień, wyzwań ale i radości. Pierwszy raz od dawna pozwalała sobie jej zaznać bez żadnych obaw. Nie wiedziała co tak na nią działało, czy było to nowe otoczenie, czy może najbardziej pozytywny człowiek, jakiego w życiu poznała.
- Nie ma to jak dobre, pustynne bieganie. - ów człowiek mruknął właśnie, po czym wziął głęboki wdech, suchego i ciepłego powietrza. Przez te cztery miesiące wspólnej pracy miała wrażenie, że coś takiego jak smutek czy złość wcale się go nie ima. Był wiecznie uśmiechnięty, a z kłopotliwych sytuacji tylko sobie żartował. Czasami myślała, była wręcz pewna, że tak jak ona przed nim, tak i on przed nią nie chce pokazywać swoich słabości. Za każdym razem jednak, udowadniał jej, że Nico Hulkenberg nie jest tym typem człowieka. Żył w sposób najmniej stresujący, zupełnie jakby był chodzącym podręcznikiem szczęśliwego życia.
- Czy ty się kiedyś nie uśmiechasz? - pokręciła głową z delikatnym uśmiechem. Niemiec spojrzał na nią poważnie, by po chwili się roześmiać.
- Staram się by moje zmarszczki przy ustach były większe niż te na czole. - odparł, zwalniając i sytuując swoje białe spodenki na zapiaszczonym i brudnym od pyłu torze. Usiadła tuż obok niego, na biało-czerwonej tarce. - Wiesz, moi wspaniali rodzice zadbali o to, bym taki był. Uczyli mnie, że cokolwiek się stanie nie wolno się poddawać, a na smutek nie ma co tracić czasu. Wszystko dzieje się po coś i być może to co złe, ma zaprowadzić mnie do tego co dobre. Weźmy moją karierę. W Williamsie zakończyło się nieprzyjemnie i miałem prawo być zły, wtedy jednak trafiłem do tego zespołu. Do tych cudownych ludzi, którzy pokładają we mnie nadzieje i traktują jak członka rodziny, a nie kolejnego młodziaka do przemiału. Potem poszedłem do Saubera, w którym było tragicznie i dzięki temu zrozumiałem, że tutaj jest moje miejsce. Dlatego też, kiedy Ferrari powiedziało mi, że nie potrzebuje dwóch Niemców w składzie, uznałem, że czeka mnie coś lepszego. Kto wie, może Force India osiągnie właśnie ze mną rzeczy dla niej historyczne, a może trafię do innego zespołu i będę mistrzem świata? Nie martwię się tym wszystkim, bo nie zostałem wychowany by żyć w stresie.
- Nie żyjesz w stresie będąc kierowcą F1? - spojrzała na niego wielkimi oczami. Może nie była jeszcze ekspertem od tego sportu, ale zdążyła poznać go na tyle, by uznać słowa podopiecznego za dziwne.
- Nawet jeżeli, to przekładam to na coś pozytywnego. Nie pozwalam mojemu żołądkowi wywracać się do góry nogami, moim dłoniom trząść się, a nogom odmawiać posłuszeństwa. Wiesz, moi rodzice są naprawdę cudowni. Kocham ich najmocniej na świecie, za wszystko co dla mnie zrobili i nie umiałbym żyć inaczej niż oni starali się mnie wychować. - wzruszył ramionami, opierając ręce na kolanach. Oddychał miarowo, by odpocząć po wyczerpującym biegu. Był spokojny, a z jego twarzy można było wyczytać nutę nostalgii
- I powiesz, że nikogo jeszcze tym w sobie nie rozkochałeś? - zaśmiała się, wiedząc, że w czasie ich współpracy był może na dwóch randkach. Dziwiło ją, że to dranie znajdują miłości swojego życia, a nie ludzie tacy jak Hulkenberg.
- Ciągle takiej szukam. - również się zaśmiał, patrząc jej w oczy. - Patrząc na moich rodziców, nauczyłem się też innej rzeczy. Te wszystkie bajki o ludziach dla siebie stworzonych. To nie są bajki, to może być rzeczywistość. Dlatego szukam tej, przy której będzie mi dobrze i która zaakceptuje cały ten pakiet związany ze mną. Raikkonen znalazł, więc czemu ja mam nie znaleźć? - z każdym kolejnym spędzonym wspólnie dniem, robił na Larsson coraz większe wrażenie. Powoli przestawał zadziwiać ją fakt, że stał się dla niej ważną osobą. Dla chłodnej, przezornej i nieufnej służbistki. On był po prostu osobą, której pozytywnemu urokowi nie dało się oprzeć, kimkolwiek się było.
- Mam nadzieję, że za jakiś czas też będę mieć rodzinę. Jak Romain czy Seb. - rozmarzył się na chwilę. Chwilę przez którą Ava zmrużyła niebezpiecznie oczy, a na jej czole pojawiły się głębokie zmarszczki. Seb? Sebastian Vettel miał rodzinę? Ta wiadomość uderzyła w nią z całą mocą, zupełnie jakby ktoś znienacka uderzył ją w kark.
- A ty? Nigdy nie mówisz nic o sobie. - zapytał, nie pozwalając jej na dłuższe przemyślenia.
- A ja jestem tematem na inny dzień. - mruknęła i podniosła się jak strzała z ziemi. Ruszyła w kierunku pit lane szybkim krokiem, a mężczyzna tuż za nią. Kiedy ją dogonił, pozwolił sobie na przyjacielskie objęcie jej ramieniem. Na początku spięła mięśnie, zaskoczona. Ostatecznie jednak nie zrzuciła jego ramienia ze swoich barków, a uśmiechnęła się delikatnie.
- Jesteś dobrym człowiekiem Nico. - podsumowała, nie patrząc mu w oczy. W przeciwieństwie do niektórych kłamców, naprawdę był dobrym człowiekiem.


Nocne GP Bahrajnu podzieliło kierowców na dwie grupy - tych którzy pojechali po mistrzowsku i tych, którzy zapłacili sporą cenę za swoje błędy. Nie obyło się bez wypadków, w których odpadli Sainz, Ocon, Alonso i Grosjean. Szczególnie niebezpiecznie wyglądał przelot Ocona nad głową Romaina, ale na szczęście nikomu nic się nie stało. W czasie walki bok w bok, Vettel nie chcąc uznać wyższości areodynamiki Red Bulla w zakrętach, padł ofiarą swojego błędu i obrócił się na środku szykany. Jadący za nim Rosberg nie mógł zrobić zbyt wiele i sprzątnął pół przedniego skrzydła kolegi z Niemiec. Oboje skończyli w pit stopie i mieli nie obejrzeć podium z bliska. Tym razem w Force Indii to Perez okazał się lepszy, zajął bowiem piąte miejsce, a Hulkenberg musiał zadowolić się tylko miejscem ósmym. Nie był to dobry rezultat, pomimo iż niedawno mieścił się w granicach zadowolenia ekipy z Indii. W tym momencie jednak Hulk stracił trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej na rzecz Ricciardo, a Kimi tracił do niego już tylko jeden punkt. Po dwóch wygranych i dzisiejszym czwartym miejscu Vettel mógł zachować fotel lidera, ale młodziutki Verstappen zbliżał się do niego z zawrotną prędkością, wygrywając dziś w cuglach z Raikkonenem i swoim partnerem zespołowym. Walka o mistrzostwo zapowiadała się w tym roku niezwykle pasjonująco, a kibice zacierali ręce z radością. Kiedy po wyścigu, a przed nieinteresującym ją dzisiaj rozdaniem nagród na podium, szła do budynku, który zajmowało w ten weekend Force India, zaczepiła ją ostatnia osoba, z jaką chciała rozmawiać.
- Nie odbierasz moich telefonów. - zatrzymał ją gwałtownie, kiedy nie reagowała na swoje imię, padające z jego ust. Nawet kiedy stanął przed nią, nie patrzyła na niego. Nie miała na to ochoty, po tym czego się dowiedziała. A już najmniej interesowało ją to, czy dzisiejsze kłopoty Vettela miały cokolwiek z nią wspólnego.
- I nie będę tego robić. - odparła chłodno, udając, że szuka czegoś w obszernej torbie. Kiedyś być może by go zatkało, ale nie teraz. Teraz po prostu zagotowało się w jego żyłach. To nic, co można było dostrzec z zewnątrz.
- Ava, czy ty mogłabyś się zastanowić czego chcesz? - spokojnie zapytał, wkładając jedną rękę w kieszeń. Paddock powoli zaczynał się im przyglądać.
- Jesteś przebrzydłą świnią, Vettel! Masz rodzinę. Myślałeś, że się nie dowiem? - parsknęła ironicznie, wbijając w niego igły swoim wzorkiem. Była wściekła. Wściekła na niego, ale przede wszystkim na siebie. Dała się mu zwieść, ale nie da się wykorzystać. Zabawa skończona, panie Sebastianie.
- Daj mi to wytłumaczyć. - nadal spokojnie zasugerował. Pokręciła głową. Nie chciała, nie mogła. Znała te manewry, kłamstwa i zwody. Będzie się broniła zaciekle, jak Max broni swoich pozycji. Nie pozwoli mu zniszczyć wszystkiego, co budowała uparcie przez dziesięć lat swojego życia. Nie da zburzyć poczucia bezpieczeństwa, które sobie stworzyła.
- Widocznie jeden kierowca F1 w moim życiu wystarczy. - zakończyła, nie pozwalając wciągnąć się w dalszą rozmowę.


Chciała zatopić swoje nerwy w butelce dobrego, czerwonego wina, które kupowała nie patrząc na jego cenę. To był jeden z wielu pozytywów nowej pracy - jej pensja pozwalała często nie patrzeć na ceny. Lecz nie było dane jej nawet otworzyć owej butelki trunku. W nieprawdopodobny sposób zyskała swojego anioła stróża, który wiedział, że coś jest nie tak nawet wtedy, kiedy nic o tym nie mówiła. Nie pytał, nie drążył, po prostu przychodził, jakby wyczuwał z daleka jej bicie serca, różne dla każdego nastroju.
- No dalej, nie każ mi iść tam samemu, bo umrę znowu chlejąc z Perezem. - jęczał, próbując przekonać ją do swojego pomysłu. Jego proszący wzrok, przekonałby prawdopodobnie Berniego do przepisania mu wszystkich udziałów jakie staruszek posiadał w F1 przed sprzedażą. Nic więc dziwnego, że i Ava po kilkunastu minutach namowy, zgodziła się, pod pretekstem pilnowania by nie pił więcej niż trochę wina do kolacji. Jej asertywność ulatywała przy nim gdzieś daleko. Musiała przyznać, że Hulkenberg działał na ludzi w niesamowity sposób.
- Rozleję po lampce na dobry początek! - zawołał za nią zadowolony, kiedy poszła do łazienki się przygotować. Gdyby ktoś powiedział jej, że zaprzyjaźni się z klientem, parsknęłaby mu ironicznie w twarz śmiechem. A jednak, czuła, że znalazła w nim kogoś takiego. Każdy przecież potrzebuje w życiu przyjaciół.
- Byle dużą! - zastrzegła. Zmyła z twarzy makijaż, by nałożyć świeży, wieczorowy. Podkreśliła oko ciemnym granatowym eyelinerem, na górze i na dole. Dodała do tego jasny cień i czarną kredkę wewnątrz oka. Wytuszowała mocno długie rzęsy i pomalowała usta beżową szminką. Włosy spięła w koka, nie przejmując się jego nieładem. Kiedy makijaż i fryzura były gotowe, założyła siwą obcisłą sukienkę na ramiączka. Jej góra cześć odsłaniała niedużą część brzucha. By złagodzić trochę głęboki dekolt w serek, założyła delikatny naszyjnik. Uznając się za gotową na wyjście, opuściła łazienkę by poszukać odpowiednich butów.
- O kurczę, zdecydowanie wolę iść z tobą niż z Checo. - palnął Nico, patrząc na jej poszukiwania, z pełnym kieliszkiem w ręku.
- Uznam to za komplement. - rzuciła po namyśle, wyjmując z dna walizki czarne sandałki. Czuła, że spotka na kolacji Vettela i nie napawało ją to szczęściem. Był to jednak przecież jeden z wielu mężczyzn, którzy pracują w F1 i chcąc nie chcąc, może go spotkać jeszcze setki razy. Lepiej zacząć jak najwcześniej się do niego przyzwyczajać. Powoli powracać do równowagi, do chłodnej, ale bezpiecznej równowagi.

5 komentarzy:

  1. Jeeeee... fajnie Cię widzieć znowu na blogach o F1 :) Cieszę się że wracasz z opowiadaniem.
    Pozdrawiam. Cień z Wywiadera :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dobrze 'widzieć' kogoś znajomego! :) Myślałam już, że wszyscy uciekli z tego naszego formułowego świata! Oczywiście dodaje Twoje blogi do ulubionych i postaram się jak najszybciej nadrobić historię z Kubicą! :)

      Usuń
    2. Nie ma tego zbyt wiele.
      Co do fandomu to chyba nikogo już tam nie ma. Z biegiem czasu każdy poszedł w swoją stronę. Kilka innych osób zainteresowanych z F1 można jeszcze spotkać na Asku.

      Usuń
    3. Czyli można powiedzieć, że zostałyśmy osamotnione na placu boju.

      Usuń
    4. Z dwoma osobami mam kontakt. Ty jesteś już trzecia. :) A z resztą to nie za bardzo wiem co się dzieje.

      Usuń